Umyślnie w nawiasie kwadratowym nie napisałam “self-publishing”, bo stały kontakt z pisarkami umacnia mnie w przekonaniu, że o patronaty warto zawalczyć samemu również wtedy, gdy wydajemy z wydawcą. Warto też, już przy pierwszej książce, zadbać długofalową współpracę z obiecującymi recenzentkami i influencerkami. W dzisiejszych czasach, przypominam o tym cały czas, wydawca na 90% nie wspomoże nas tak, jak sobie tego życzymy. Dlatego pomyślałam, że taki wpis przyda się nie tylko mi, ale i Wam, moim czytelniczkom.
Jestem na półmetku szukania osób i działalności, które wesprą mnie w tym procesie wydawniczym. “Kamper” zebrał już spore grono ciekawych patronatów oraz matronatów. Mogę Wam wymienić kilka z nich: Queer, Safo, LGBT.PL. Na mojej liście nie zabrakło również recenzentów – chociaż nie dostałam odpowiedzi na ponad 50% wiadomości, to i tak cieszę się z zebranej grupy.
Jak znaleźć właściwy matronat/patronat powieści?
Zacznijmy akademicko – bo od definicji. Patronat medialny (lub matronat) to bloger/stowarzyszenie/portal, którzy udostępniają miejsce na reklamę i promocję produktu lub wydarzenia – w naszym przypadku chodzi o książkę LGBT, z naciskiem na kobiety nieheteronormatywne. Kiedy zrozumiałam, kogo tak naprawdę szukam do “Kampera”, przez cały dzień miałam mętlik w głowie.
Kiedy wydawałam z wydawnictwem tradycyjnym I tom Trylogii Różanej, patronatami zajmował się sam wydawca. Ja tylko dałam listę stowarzyszeń i miejsc w sieci, które wydawały mi się najlepsze – a resztę zostawiłam właśnie wydawcy. W efekcie promocja była wyjątkowo… zerowa. Teraz zmierzyłam się z tym osobiście.
Od czego zaczęłam? Przede wszystkim uzmysłowiłam sobie, że moja powieść nie będzie do końca promowana w niszy – a przynajmniej ja chcę, by zajęły się nią portale czy stowarzyszenia, które wiedzą, jak promować podobne powieści. Uderzyłam więc do Queera, który przy podobnej współpracy robi konkurs w dniu premiery oraz wrzuca powieść do spisu tęczowych książek. To właśnie stamtąd mam gro czytelników (regularnie wypytuję o to, skąd dowiedzieli się o Trylogii Różanej).
Napisałam również do ważnego stowarzyszenia – Lambdy Warszawa. Tutaj czekam na odpowiedź. Nie zabrakło również stricte lesbijskiej* publiczności, czyli Safo. W planach mam również nawiązanie współpracy z obiecującą grupą Obczaj Obyczaj oraz z Felicjadą.
Kiedy to wszystko sobie przemyślałam, zaczęłam grzebać głębiej w sieci. Pamiętałam, że “Kamper” trafi do kobiet nieheteronormatywnych w wieku od 18-55 lat; możliwe, że sięgną po niego również osoby heteroseksualne, które są ciekawe obyczajowej powieści drogi. W końcu to obyczaj pełną gębą, i to w polskich warunkach – naprawdę ciekawa opowieść o kondycji naszego społeczeństwa względem inności, z nutką nadziei na to, że nie ma wokół tęczowych tylko nienawistnych ludzi. Co to oznacza?

Wyszukaj patronat, którego odbiorca jest najbliższy Twojemu
Jeśli napisałaś powieść o poronieniu i przeprawie przez żałobę, książki nie musisz polecać jedynie portalom, które się tym zajmują – możesz zdobyć patronat portalu, który o rodzicielstwie mówi ogólnie, w każdych barwach i kolorach. Możesz uderzyć do blogerów czytających podobne powieści – dramaty obyczajowe, psychologiczne. Czasami da się znaleźć instagramerów po podobnych hasztagach, którzy będą zainteresowani pomocą w promowaniu powieści.
Ja znalazłam tak swoich – używałam między innymi hasztagu #tęczowepowieści, #tęczoweksiążki, #książkiLGBT. Skorzystałam też z wyszukiwarki tęczowych tytułów, które niedawno ukazały sie na rynku – wiedziałam, że jeżeli recenzja takiej lektury trzyma poziom, to osoba za nią stojąca prawdopodobnie będzie umiała zrecenzować “Kamper”.
Kiedy miałam już swoją listę ponad 20 różnych portali, instagramów, blogów i stowarzyszeń, zaczęłam konstruować maila z zapytaniem, czy są w ogóle chętni na coś takiego – nowego i świeżego. No i tęczowego.
Co zamieścić w takiej wiadomości?
Przede wszystkim – mail musi być formalny, pełen szacunku do drugiego odbiorcy. Dzięki temu ludzie chętniej ze sobą współpracują. Dodatkowo w wiadomości powinno się wysłać komplet materiałów na temat powieści – blurb/opis, kawałek pierwszej części lub pierwsze trzy rozdziały, a także przewidziane warunki współpracy.
Ja w mailu się przedstawiłam, przedstawiłam również książkę i formę, w jakiej jest wydawana. Potencjalni patroni dostali nieco inną wiadomość – podobnie jak recenzenci. Stworzyłam grafiki, na których umieściłam najważniejsze dla mnie rzeczy apropo współpracy (jedną z nich macie poniżej).
Zadbałam o to, by nie naciskać na konkretną osobę. Bardzo mi zależało na Instagramerkach, które recenzują tęczowe książki – ale nie chciałam, by czuły się w obowiązku podjęcia współpracy. Owszem, dwie z nich odmówiły z różnych względów – czułam wtedy zawód, ale rozumiałam, że “Kamper” nie jest opowieścią dla wszystkich dziewczyn, które są LGBT. Moja grupa odbiorców nieco się skurczyła.
W skrócie w takiej wiadomości powinny się znaleźć:
– informacje o książce, opis, ewentualnie okładka,
– krótki rozdział lub część książki, zachęcająca do przeczytania,
– pełen szacunku mail, z zaznaczeniem warunków współpracy i tego, co otrzyma recenzent,
– dodatkowe informacje na infografice, dzięki czemu całość wygląda po prostu profesjonalnie.

Odmowa patronatu, odmowa współpracy
Takie rzeczy nie zdarzają się tylko selfom! Serio, influencerzy, blogerzy odmawiają rownież wydawnictwom czy znanym autorom. Wiele zależy od tekstu i ogółu twórczości. Mogą również nie czuć klimatu powieści pomimo tego, że czytają tęczowe pozycje – bo to nie ich bajka.
I to jest spoko. Mnie nie odpowiedziała, jak wspominałam, przynajmniej połowa osób, do której pisałam – najczęściej milczały pary kobiet w związku na Instagramie. Pomimo tego uważam, że wrześniowa promocja “Kampera” będzie magiczna, a książka pójdzie w świat. Wyznaję w końcu zasadę, że książka żyje tyle, ile jej na to pozwolę.