3 sposoby na kończenie pisarskiego projektu

Piszę ten wpis dla wszystkich, którzy o niego prosili – a było kilka takich osób. Po którejś napisanej w tym roku książce dostałam zapytanie, jak ja to robię. I czy mogłabym zdradzić moje sposoby na doprowadzenie powieści do końca.

Jasne. Ja zawsze chętnie piszę o tym, co robię i jak robię, jeśli chodzi o literaturę. Dzięki temu lepiej przyswajam też dotychczasowe doświadczenie, przekształcając je w wiedzę, której nie zapomnę. Dlatego poniżej znajdziecie trzy moje sposoby na dokończenie książki, pomimo wszelkich przeciwności. Najpierw jednak odpowiem na poboczne pytania, które zgarnęłam z grup pisarskich – a co!

Czy da się pisać wiele książek rocznie i trzymać ich jakość?

Da się. To nie jest najprostsza sprawa, ale moje powieści są dobrej jakości w momencie ukończenia pierwszego draftu. Aby tak było, skupiam się przede wszystkim na tym, by rozplanować pracę i zrobić konieczny research. Konieczny, zwłaszcza w tematach, o których nie mam pojęcia. Zazwyczaj piszę o motywach znanych mi z własnych przeżyć – wtedy proces weryfikacji pomysłów jest o wiele szybszy i mniej bolesny (zwłaszcza jak zdążyłam się zaprzyjaźnić z jakąś sceną).

Mam też lekkość, jeśli chodzi o szybkie pisanie. Będąc kilka lat copywriterem, musiałam – zwłaszcza na początku swojej działalności – zwiększyć ilość napisanych codziennie znaków. Wiecie, byłam w tym świeża; nie wiedziałam, że można rzucać wyższymi stawkami, a chciałam jakoś przeżyć.

Teraz napisanie 10 tysięcy znaków ze spacjami zajmuje mi około dwóch, trzech godzin, i to z przerwami co 15 minut. Wszystko zależy od innych zadań, takich jak nadzorowanie logistyki sprzedaży czterech, a wkrótce większej ilości pozycji; pilnuję też promocji, grup na FB, piszę teksty, posty i myślę, myślę, myślę.

Moje powieści trzymają jakość – tak twierdzi Tomek, robiący za osobistego redaktora. Niektóre są bardziej lub mniej naiwne, ale taka jest proza użytkowa. Chcę pokazać ludziom coś ciekawego; jednak gdy ta naiwność przeważa, zabieram się za poprawę powieści.

Lub wyrzucam do kosza; oznacza to, że napisałam coś naprawdę kiepskiego. W tym roku jeszcze mi się to nie zdarzyło, ale kiedyś – owszem.

Po co piszę tyle książek?

Nie do końca wiem, jak “dobrze” odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze, piszę dla pieniędzy. Chcę zarabiać na swoim self-publishingu, zwłaszcza kiedy mam taką możliwość. Po drugie, wydawcy przychylniej patrzą na autora, który pisze dużo powieści – potencjalna współpraca z nim może się sprawdzić. Współpraca, czyli podpisanie umowy na dwie, trzy, cztery książki, które jeszcze nie istnieją.

Poza tym, mam w sobie ogrom historii, których nie umiem inaczej wypluć. Czasami ledwo nadążam za bohaterami, ale robię to, bo nie daliby mi spokoju. Staram się, by pisanie nie dominowało mojego życia. Siadam więc albo rano, albo wieczorem i męczę klawiaturę do upadłego.

Dosłownie do upadłego. Jedna literka umarła bezpowrotnie, ale przycisk jako tako działa (bez klawisza!). Jeśli opowieść siedzi w mojej głowie i jej nie opowiem, a “przelecę” w głowie, to prawdopodobnie nigdy się za nią nie wezmę. Muszę więc nadążać za swoim szaleństwem.

Trzy sposoby na doprowadzenie powieści do końca

Pierwszy sposób: Pisz codziennie, bez względu na wszystko

Ja wiem, że to jest czasami ciężkie, ale brak kwadransa dla siebie i swojego pisania codziennie świadczy o tym, że za dużo bierzemy sobie na barki. Trudno jest zrezygnować ze swoich społecznych ról, z pracy, z opieki nad dziećmi, ale warto szukać dla siebie czasu. Można w tej kwestii kombinować – rozwijać się, czytać blogi poświęcone organizacji czasu, kupić notes. Wygospodarować sobie okienko dla siebie i swojego świętego spokoju; w tym przypadku pisania. Nawet kilka zdań dziennie przybliża nas do ukończenia pisarskiego projektu.

Spróbuj wstać rano lub nieco później się położyć. Może w przerwie pracy uda ci się napisać dobry, kreatywny fragment nowego rozdziału? Nie przekładaj projektu ponad inne ważne rzeczy – w końcu Twoje pisanie też jest dla ciebie ważne. Szczęśliwy człowiek to spełniony człowiek. A jako pisarz spełniamy się tylko wtedy, kiedy stawiamy ostatnie kropki i szukamy wydawcy. Lub sami sobie jesteśmy wydawcą.

Drugi sposób: Nie ufaj wenie i nie daj się prokrastynacji

Wena to mit – widzę, w jakim byłam błędzie, jeszcze jakiś czas temu ulegając temu słowu. Wena nie istnieje. Owszem, są dni, kiedy pisze nam się lepiej lub gorzej, ale nie polegajmy na tym odczuciu. Przecież WSZYSTKO można poprawić!

Prokrastynacja. Czyli mara, któa czuwa nad każdym kreatywnym człowiekiem. Pilnuje, żebyś tylko nie spróbowała przejść samej siebie i napisać więcej – trzeba wejść na fejsa i obczaić najnowsze pierdy u znajomych, prawda? A pamiętasz, że właśnie dzisiaj rzucili nowy sezon Lucyfera? No, no właśnie! Odłóż pisanie, ktoś to musi obejrzeć!

Ale prokrastynacja ma nie tylko taką formę. To też nadmierne rozmyślanie o tym, kim się stanę, kiedy w końcu wydam tę powieść. Tylko… Ty jej jeszcze nie masz. Rozmyślanie o okładce, wydawcy i promocji jest dobre, ale pod koniec pisania. Jeśli nawet dobrze się nie rozpędziłaś w tej opowieści, to nie myśl o tym, co będzie – na razie niczego nie masz. Musisz skończyć projekt pisarski i dopiero wtedy działać.

Ja wiem, że to może się nieco kłócić z tym, co ja zrobiłam. Wysłałam w styczniu fragment powieści (1 rozdział) do wydawcy i po trzech tygodniach otrzymałam odpowiedź pozytywną na temat wydania – ps. książki wtedy jeszcze nie było. Ale zrobiłam to z pełną premedytacją, by przekonać się, że mój pomysł jest na tyle marketingowy, że się sprzeda. Dodatkowo, po skończeniu Ostrego nie próżnowałam. Właśnie piszę 6 powieść w tym roku. 🙂

Trzeci sposób: Zamknij krytyka w szafie i skup się na sobie

Krytyk nie ma teraz prawa wstępu do Twojej głowy. Kiedy piszesz, rób to bez niego, inaczej szybko stracisz pewność siebie. Błędy popełnia każdy – olej swój perfekcjonizm, bo nigdy, przenigdy pierwszy (a nawet drugi i trzeci) draft powieści nie będzie idealny. Nie ma takiego sposobu. Nie rumień się więc za każdym razem, kiedy źle postawisz przecinek lub za mocno polecisz w swoich fantazjach. Bądź sobą, daj sobie przestrzeń na pisanie, a potem bierz się za poprawki.

Poprawki bez skończonej powieści zaś wsadź sobie gdzieś. Serio, pod kątem fabuły może się okazać, że wszystko ma sens i się połączy w kulimacyjnym momencie – nie wykreślaj więc rzeczy, które wydają ci się głupie. Daj sobie swobodę artystyczną i kreuj tę powieść. Kreślić będziesz z beta czytelnikami, redaktorem lub wydawcą.

Nie wykańczaj się psychcznie. Nie konkuruj z nikim, jeśli taki nacisk działa na ciebie negatywnie. Mnie pobudza. Jeśli widzę, że ktoś zaraz będzie miał kolejną promocję premiery, to wracam do powieści i piszę nie 10, a 20 tysięcy znaków ze spacjami. Po skończeniu głos w głowie podpowiada mi zdrowo: dobra robota, Angie. Wiesz, co potrafisz. Pisz dalej, a i ty za kilka(naście) miesięcy będziesz mogła pochwalić się nową premierą.

Lub wydać powieść samodzielnie, dzięki czemu będziesz miała pieniążki na chleb i sok pomarańczowy z Biedronki (wybaczcie, zakochałam się w nim ostatnio!).

Jeśli macie jeszcze jakieś pytania – pytajcie w komentarzach. Postaram się Wam pomóc, coś poradzić, wesprzeć. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *